Archiwum bloga

Ciekawostka czytelnicza

Najgrubsza książka świata liczy 4032 strony, a waży około 8 kilogramów. Jest to zbiór wszystkich przygód panny Marple - postaci wykreowanej przez Agathę Christie.

House of Cards

                Serial House of Cards można bez krzty przesady nazwać największym serialowym fenomenem XXI wieku. Pierwsza wysokobudżetowa produkcja stricte internetowa podbiła serca milionów fanów na świecie. Mimo zauważalnej tendencji zniżkowej wśród recenzji kolejnych sezonów, serial nadal cieszy się ogromną popularnością. Ale mało kto wie, że seria ta jest adaptacją brytyjskiego serialu o tym samym tytule, a on powstał na podstawie książki Michaela Dobbsa. Co pozostało w amerykańskiej produkcji z jej brytyjskiego, książkowego pierwowzoru? Od razu zaznaczam, iż tekst dotyczy dwóch pierwszych sezonów serialu i pierwszej części sagi książek, bo zarówno kolejne sezony jak i części serii to już kompletnie różne fabuły.
                Głównym bohaterem powieści jest Francis Urquhart, którego nazwisko zmieniono w serialu na bardziej amerykańskie Underwood, choć zachowując mówiące więcej niż tysiąc słów inicjały F. U. Główny motyw powieści jest ten sam - Frank stara się za pomocą manipulacji, kłamstw i nieczystych zagrywek przejąć najważniejszy urząd w państwie - premiera w Wielkiej Brytanii i prezydenta w Stanach Zjednoczonych. Wykorzystuje do tego między innymi młodą, ambitną dziennikarkę Matti (serialową Zoe), będącą jego tubą propagandową w mediach oraz szefa PR-u partii O'Neila, zamienionego w serialu na kongresmena Russo, odwalającego za Franka całą brudną robotę. Osoby czytające książkę po obejrzeniu serialu (i odwrotnie) będą w stanie wychwycić kilka wydarzeń żywcem zaczerpniętych z książki. Do takich należały na przykład odwiedziny O'Neila/Russo u Francisa w domu czy motyw z wyciąganiem na światło dzienne brudów z przeszłości rywali, uwiecznionych w uniwersyteckich gazetkach. I mniej więcej tutaj kończą się podobieństwa.
               Producenci serialu postanowili nie ekranizować książki ani tworzyć remake'u brytyjskiego formatu. Dzieło Amerykanów ma zdecydowanie inną dynamikę. Muszę przyznać, iż przy niektórych fragmentach książki czułem znużenie, jakby autor napisał powieść, ale stwierdził, że jest za krótka i dołożył kilka rozdziałów jako "zapychacz". Podczas gdy dzieło Dobbsa przez sto stron wprowadza wszystkich bohaterów dramatu podczas wieczoru wyborczego, serial w ogóle pomija to wydarzenie i od razu przechodzi do sedna, wprowadzając postaci szybciej i ciekawiej. Serial określa również motywacje Franka w ciekawszy sposób, niż robi to książka. Gdy Underwoodowi obiecano fotel sekretarza stanu i tej obietnicy nie dotrzymano, Frank ma zamiar sam ten stołek zdobyć. Zaś Urquhart po prostu miał nadzieję na zostanie ministrem, a gdy premier nie zaproponował mu żadnego resortu, postanowił go usunąć. Bo czemu nie.
                Sama zaś intryga jest kompletnie różna w książce i serialu. Nie trudno się temu dziwić - wyprodukowanie dwóch sezonów, czyli przeszło dwudziestu godzin wideo na podstawie zaledwie trzystu stron prozy jest niemożliwe. Uważam jednak, iż pod tym względem narracja książki jest minimalnie lepsza od serialu. Dobbs zawsze pozostawia pewne niedopowiedzenie, nie pokazuje czytelnikowi wszystkiego, pozostawia miejsce na tajemnicę. Serial zaś w pewnym momencie wpada w przekombinowanie, ale wynagradza to oglądającemu mnogością tworzonych intryg, których książka nie ma aż tak dużo. Rzeczą, która w książce razi równie mocno jak okazyjne powiewy nudy, jest to, że dziennikarka Matti zachowuje się czasami, przepraszam za sformułowanie, jak kompletna idiotka. Z jednej strony pomaga cicho Urquhartowi w sabotażu rządu, a z drugiej nie jest w stanie się domyślić, kto stoi za działaniami mającymi na celu usunięcie premiera. Uświadamia to sobie dopiero na samym końcu książki, zanim [SPOILER!] Frank zrzuci ją z gmachu parlamentu.
                Według mnie, zarówno książka jak i serial są godne polecenia. To idealna rozrywka dla osób spragnionych misternie knutych intryg i skomplikowanych psychologicznie bohaterów. Mimo wszystko, jak dla mnie to starcie wygrywa serial. Być może jest to po prostu kwestia długości - dzięki dwudziestu sześciu odcinkom serialu udało się między innymi rozbudować postać prawie nieistniejącej w książce żony Franka, serialowej Claire i książkowej Mortimy. Dobbs dodaje również późno, bo dopiero w drugiej części, tak ważną postać jak Stamper, którego wszyscy przecież uwielbiają. Mimo wszystko, zachęcam z całego serca do zapoznania się tak z serialem, jak i z książką.

0 | dodaj komentarz

Prześlij komentarz