Archiwum bloga

Ciekawostka czytelnicza

Najgrubsza książka świata liczy 4032 strony, a waży około 8 kilogramów. Jest to zbiór wszystkich przygód panny Marple - postaci wykreowanej przez Agathę Christie.

Książka kontra serial/Sherlock


Sherlock. Chyba nie muszę wyjaśniać, kogo mam na myśli - w końcu Sherlock jest tylko jeden.
No dobra, to niezupełnie prawda.  Arhtur Conan Doyle sprawił, że błyskowego detektywa pokochało kilka pokoleń, a filmowcy zadbali, by  i kolejne o nich nim nie zapomniały. Adaptacji filmowych Holmesa było wiele, jednak ja zamierzam się skupić na jednej - konkretniej mówiąc na serialu emitowanym przez BBC.

Na wstępie zaznaczę, że na próżno szukać w nim dokładnego odwzorowania książki. Sherlock Holmes co prawda nadal ma obsesje na punkcie rozwiązywania zagadek kryminalnych, a John Watson  wciąż wytrwale mu towarzyszy. Mimo to nawet oni nie są tacy sami.

Zasadniczą różnicą jest czas akcji - twórcy serialu postanowili przenieść ją do dwudziestego pierwszego wieku. Zabieg ten uważam za ciekawy i trafiony  - zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę jego mistrzowskie wykonanie. Każdy odcinek stworzono na podstawie jednego z opowiadań o słynnym detektywie, jednak i to nie przeszkodziło scenarzystom w zmienianiu jego historii - zakończenie zazwyczaj znacząco różni się od tego oryginalnego.

Co więcej postanowili posunąć się o krok dalej - łącząc ze sobą poszczególne epizody. Oglądając serial należy uważać na pozornie mało istotne drobiazgi, ponieważ nigdy nie wiadomo, który szczegół z danego odcinka zostanie wykorzystany w następnym. Stworzona w ten sposób intryga wciąga i niejednokrotnie zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie.

Kolejną rzeczą, która uległa zmianie, jest charakter głównego bohatera. Co prawda brak okazywania emocji nadal cechuje Sherlocka, ale jego maniery to już inna kwestia. W książce niezwykle kulturalny i dobrze wychowany, w serialu natomiast nieco mniej przyjemny w kontaktach. Aby to zobrazować pozwolę sobie posłużyć się cytatem:

"Anderson cisza, zaniżasz IQ całej ulicy!"

Warto także zauważyć, że serialowy Holmes jest socjopatą. Pozostając już przy tym temacie, stwierdzam, że jeśli chodzi o  grę aktorską, Benedict Cumberbatch spisał się na medal. Nie zamierzam oczywiście pomijać i innych członków obsady. Pozostali aktorzy również doskonale wcielili się w swoich bohaterów, dzięki czemu raczej nie można narzekać.

Ostatnią mocną stroną, - chociaż niewątpliwie jest ich o więcej - na którą pragnę zwrócić uwagę są antagoniści. Naturalnie jednym z nich - jakież to zaskoczenie - pozostaje stary, zły Jim Moriarty. Po raz pierwszy zostaje wspomniany już w pierwszym odcinku, zupełnie jakby twórcy chcieli nam udowodnić, że jego debiut będzie czymś "mocnym". I rzeczywiście z tej obietnicy się wywiązują. "Wielka gra" zdecydowanie zasługuje na ten epitet. Moriarty wita się z widzami biorąc zakładników, których życie zależy od tempa rozwiązywania zagadek przez Sherlocka. Nie chcę zdradzać za wiele, zatem pozwolę sobie na tym zakończyć rozważania na temat tego odcinka. Jednak Jim nie zwalnia i nie robi się przewidywalny w kolejnych odcinkach - nawet po śmierci znalazł sposób na straszenie detektywa zza grobu.  Wszystko oczywiście z pewną pomocą.

Uważam, że serial jest godny polecenia. Całość jest przemyślana, dobrze rozplanowana i świetnie wykonana, a po obejrzeniu, aż chce się zakrzyknąć: "Jedziemy na Bakerstreet". :)



0 | dodaj komentarz

Prześlij komentarz