Z
miłości do liczby pi
Ile razy można zabić jedną postać? Wydawałoby się, że
niemożliwym jest zrobienie tego więcej niż raz. W swej książce Marcos Chicot
udowadnia nam, w jak wielkim byliśmy błędzie. Nie tylko stara się przekonać
czytelników
o śmierci Akenona, jednego z głównych bohaterów, aż dwukrotnie, ale – cóż za zwrot akcji – ostatecznie pozostawia go żywego. Oczywiście autor nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz zastosował tę sztuczkę. Weźmy na przykład „Bez skrupułów” Harlana Cobena. Tam dla odmiany zamiast wysyłać ludzi w zaświaty, pisarz postanawia tuż przed końcem powieści, wskrzesić ofiarę na krótką chwilę. Wprost uwielbiam takie próby namieszania w głowach czytelników, niemal tak bardzo jak Arystomach liczby niewymierne. O tym jednak wspomnę nieco dalej.
o śmierci Akenona, jednego z głównych bohaterów, aż dwukrotnie, ale – cóż za zwrot akcji – ostatecznie pozostawia go żywego. Oczywiście autor nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz zastosował tę sztuczkę. Weźmy na przykład „Bez skrupułów” Harlana Cobena. Tam dla odmiany zamiast wysyłać ludzi w zaświaty, pisarz postanawia tuż przed końcem powieści, wskrzesić ofiarę na krótką chwilę. Wprost uwielbiam takie próby namieszania w głowach czytelników, niemal tak bardzo jak Arystomach liczby niewymierne. O tym jednak wspomnę nieco dalej.
„Zabójstwo Pitagorasa” zalicza się do z tych książek, które często
mnie irytowały, a mimo to pozostawiły pozytywne wrażenie.
Prawdę mówiąc, do utworu na początku podchodziłam raczej
sceptycznie. Matematyczny kryminał, którego akcja rozgrywa się w czasach starożytnej
Grecji – brzmiało to dla mnie bardziej jak nieśmieszny żart niż opis naprawdę ciekawej
historii. A jednak zapowiadało to jakąś świeżość, o którą nie tak łatwo, jeśli
mowa o tym gatunku.
Fabuła powieści skupia się wokół morderstw, mających miejsce
we wspólnocie pitagorejskiej, która gromadzi nie tylko miłośników matematyki, ale
również ludzi posiadających realny wpływ na politykę wielu ówczesnych
państw-miast. Pitagoras, jej przywódca, postanawia wybrać następcę, z którym
podzieli się swoimi, nieznanymi nikomu wcześniej, odkryciami. Niestety, kolejni
kandydaci kończą swój żywot przedwcześnie. Córka wielkiego matematyka, Ariadna,
na jego prośbę sprowadza detektywa – Akenona – by zajął się tą sprawą. Morderca
tymczasem stara się zagrozić bohaterom w każdy możliwy sposób. Oprócz
bezpośrednich ataków na członków bractwa, stopniowo ogranicza ich wpływy
polityczne i buntuje przeciwko nim pozostałych rządzących. Czytelnicy powieści są
również świadkami uczucia, rozwijającego się między Akenonem i Ariadną. Elementem
historii są także zmagania wojenne będące skutkiem opisywanych wydarzeń.
Po odłożeniu na półkę przeczytanej książki odczułam jednak częściowy
zawód.
Przede wszystkim ubodła mnie ilość geniuszy matematycznych,
przewijających się przez kolejne strony. Akenon, teoretycznie odgrywający rolę
detektywa, ale – a jakżeby inaczej – mający zadatki na geometrę
i arytmetyka jednocześnie. Ariadna, czyli niezwykła matematyczka, która nie posiadając wiedzy równej wielkim mistrzom była w stanie rozwiązać jedno
z najtrudniejszych zadań konstrukcyjnych ówczesnego świata. Chociaż jej – jako córce Pitagorasa – wybaczam te nadzwyczajne umiejętności. I oczywiście nie można w tych wyliczeniach pominąć Glaukosa oraz jego namiętnej miłości do liczby pi.
i arytmetyka jednocześnie. Ariadna, czyli niezwykła matematyczka, która nie posiadając wiedzy równej wielkim mistrzom była w stanie rozwiązać jedno
z najtrudniejszych zadań konstrukcyjnych ówczesnego świata. Chociaż jej – jako córce Pitagorasa – wybaczam te nadzwyczajne umiejętności. I oczywiście nie można w tych wyliczeniach pominąć Glaukosa oraz jego namiętnej miłości do liczby pi.
Postać ta to zupełnie osobny temat rozważań. Poznajemy go
wcześnie
i bynajmniej nie robi on dobrego pierwszego wrażenia. Arystokrata już od początku wykazuje ogrom empatii, skazując własnego kochanka na tortury
i spędzenie reszty żywota na statku, w charakterze przykutego do wiosła niewolnika. Potem jest już tylko lepiej. Uświadomiwszy sobie, co też uczynił, Glaukos przechodzi kolejno przez wszystkie fazy szaleństwa i rozpaczy, by ostatecznie znaleźć sobie nowy sens życia – wspomnianą przeze mnie liczbę pi.
i bynajmniej nie robi on dobrego pierwszego wrażenia. Arystokrata już od początku wykazuje ogrom empatii, skazując własnego kochanka na tortury
i spędzenie reszty żywota na statku, w charakterze przykutego do wiosła niewolnika. Potem jest już tylko lepiej. Uświadomiwszy sobie, co też uczynił, Glaukos przechodzi kolejno przez wszystkie fazy szaleństwa i rozpaczy, by ostatecznie znaleźć sobie nowy sens życia – wspomnianą przeze mnie liczbę pi.
Tu na sekundkę wrócę do postaci Arystomacha. Potrafię
zrozumieć jego postępowanie – samobójstwo z powodu istnienia liczb
niewymiernych wydaje się śmieszne, ale biorąc pod uwagę, iż stanowią one
zaprzeczenie wszelkim ideom, którym matematyk ten poświęcił swe życie – nie
dziwi. Nie widzę jednak żadnego powiązania między utratą miłości, a nagłą
fascynacją stosunkiem obwodu koła do jego średnicy. Chociaż przynajmniej popycha
to akcję do przodu. W odróżnieniu od niektórych wzmianek na temat wspólnoty
pitagorejskiej. Przedstawienie zasad i wierzeń jej członków to naturalny, wręcz
konieczny zabieg, lecz nieustanne podkreślanie ich doniosłości przy każdej
okazji po prostu nudzi.
Podobnie próby nadania członkom wspólnoty nadludzkich
zdolności nie zawsze kończą się sukcesem. Matematycy czytający sobie nawzajem
w myślach? Hipnotyzujący się za pomocą głosu? Czy autor jest świadomy jak to wygląda
z perspektywy czytelnika – odpowiedź na to pytanie pozostaje nieznana.
w myślach? Hipnotyzujący się za pomocą głosu? Czy autor jest świadomy jak to wygląda
z perspektywy czytelnika – odpowiedź na to pytanie pozostaje nieznana.
Zapewne zdążyłam zniechęcić już wszystkich potencjalnych
odbiorców, więc może przyszedł czas na wspomnienie o pozytywnych aspektach
„Zabójstwa Pitagorasa”.
Mocną stroną utworu jest wprowadzanie do niego pojęć
matematycznych niezbędnych do zrozumienia treści. Są one omawiane w osobnych,
krótkich rozdziałach, dzięki czemu łatwo pominąć te, których przybliżenia nie
potrzebuje czytelnik interesujący się matematyką. Autor równie sprawnie wplata
je do historii - czasem jako tematy rozmów, innym razem jako główny element
fabuły.
Miłośnicy krwi także znajdą tu coś dla siebie. Większości
scen, w których pojawia się Boreasz – niewolnik znany nam głównie ze swojej
siły – nie polecam do czytania osobom
o słabszych nerwach. Poza tym razem
z Akenonem, w jednej z retrospekcji, mamy okazję zostać świadkami rytualnego mordu na niemowlętach.
o słabszych nerwach. Poza tym razem
z Akenonem, w jednej z retrospekcji, mamy okazję zostać świadkami rytualnego mordu na niemowlętach.
Brzmi zachęcająco, nieprawdaż?
Reasumując, powieść Marcosa Chicot jest książką, którą
polecić mogę osobom, nie przywiązującym zbytniej wagi do aspektu psychologicznego
prawdopodobieństwa postaci, ale lubiącym zgłębiać świat kryminalnych
a zarazem matematycznych zagadek.
a zarazem matematycznych zagadek.
0 | dodaj komentarz
Prześlij komentarz