Wśród
uczniów naszej szkoły mamy nie tylko talenty w dziedzinie nauk ścisłych. Być
może szkolne korytarze przemierzają przyszli pisarze. Z pewnością tak!
Laureatką
konkursu literackiego ”Świąteczne zda(e)rzenie” zorganizowanego przez
Miejską Bibliotekę Publiczną w Dąbrowie
Górniczej została nasza blogerka Maja Swoboda , która zajęła pierwsze miejsce w kategorii 16+. Maja pokonała wielu
konkurentów – na konkurs nadesłano 99 prac z całej Polski. Serdecznie
gratulujemy!
Nagrodzone opowiadanie "Święta na sznurkach" :
Nagrodzone opowiadanie "Święta na sznurkach" :
Święta
na sznurkach
Pośród wszechobecnej atmosfery
ekscytacji panującej w tę Wigilię, tylko
książki spały spokojnie. Pozostali przechodzili bowiem zaawansowane stadium
przedświątecznej gorączki
i szczerze wątpię, by istniało na to lekarstwo. Wszystko powinno przecież zostać dopięte na ostatni guzik, by ten szczególny dzień pozostawał w pamięci przynajmniej do przyszłego roku.
i szczerze wątpię, by istniało na to lekarstwo. Wszystko powinno przecież zostać dopięte na ostatni guzik, by ten szczególny dzień pozostawał w pamięci przynajmniej do przyszłego roku.
O stworzenie magicznego
nastroju szczególnie dbali pracownicy miejskiego Domu Kultury, którzy, chcąc
pomóc zabieganym w tym dniu rodzicom, zorganizowali świetlicę dla dzieci. Jeden
z bibliotekarzy upodobnij się do świętego Mikołaja, w czym starannie zapuszczana, długa broda tylko mu pomogła. W sali obok odbywały się zajęcia plastyczne, gdzie dzieci zaopatrzone w farbki, kredki i masę papieru kolorowego tworzyły najróżniejsze laurki dla swoich bliskich. Jednak nic nie wzbudzało takich emocji, jak najprawdziwszy w świecie teatrzyk kukiełkowy. Jego właściciel, młodzieniec imieniem Antoni, otrzymawszy propozycję występu, migiem przywdział swój prochowiec do zadań specjalnych, odjechał swoim wozem i w ciągu godziny znalazł się w Domu Kultury.
z bibliotekarzy upodobnij się do świętego Mikołaja, w czym starannie zapuszczana, długa broda tylko mu pomogła. W sali obok odbywały się zajęcia plastyczne, gdzie dzieci zaopatrzone w farbki, kredki i masę papieru kolorowego tworzyły najróżniejsze laurki dla swoich bliskich. Jednak nic nie wzbudzało takich emocji, jak najprawdziwszy w świecie teatrzyk kukiełkowy. Jego właściciel, młodzieniec imieniem Antoni, otrzymawszy propozycję występu, migiem przywdział swój prochowiec do zadań specjalnych, odjechał swoim wozem i w ciągu godziny znalazł się w Domu Kultury.
Babcia Tadzia
skorzystała z tego faktu i zostawiła tam marudną wnuczkę, by samemu móc zająć
się krążeniem po mieście i odhaczaniu kolejnych punktów z listy „do zrobienia”.
Ania, mimo początkowych protestów, na wieść o przedstawieniu uśmiechnęła się
szeroko. Naciągnęła na siebie szybko swój sweterek
w jodełkę, a po chwili siedziała razem z innymi dziećmi naprzeciwko lalkarza i jego aktorów.
w jodełkę, a po chwili siedziała razem z innymi dziećmi naprzeciwko lalkarza i jego aktorów.
Kiedy Antoni pociągał
za ich niewidzialne sznureczki, niektóre kukiełki płynęły
w powietrzu z gracją obcą niejednemu człowiekowi. Inne zaś stąpały ciężko po podłodze, niezgrabnie stawiając ogromne kroki. Część kulała i nietrudno było wyczytać z ich zachowania zmęczenie. Innymi słowy każda marionetka zdawała się żyć własnym życiem. Dzieci obserwowały to zjawisko z zachwytem nie mniejszym od tego, który okazywał Antoni przyglądający się ich reakcjom. W pewnym momencie na scenie pojawiła się drobniutka dziewczynka, mająca przeźroczyste skrzydełka, ubrana w jasną sukieneczkę. Jako jedyna ze wszystkich lalek wydawała się martwa, w jej oczach widzowie dostrzegli brokat oraz liczne turkusowe przebłyski. Ruszała się sztywno, nienaturalnie i właściwie nie dało się w niej ujrzeć niczego, co nie wyglądałoby sztucznie.
w powietrzu z gracją obcą niejednemu człowiekowi. Inne zaś stąpały ciężko po podłodze, niezgrabnie stawiając ogromne kroki. Część kulała i nietrudno było wyczytać z ich zachowania zmęczenie. Innymi słowy każda marionetka zdawała się żyć własnym życiem. Dzieci obserwowały to zjawisko z zachwytem nie mniejszym od tego, który okazywał Antoni przyglądający się ich reakcjom. W pewnym momencie na scenie pojawiła się drobniutka dziewczynka, mająca przeźroczyste skrzydełka, ubrana w jasną sukieneczkę. Jako jedyna ze wszystkich lalek wydawała się martwa, w jej oczach widzowie dostrzegli brokat oraz liczne turkusowe przebłyski. Ruszała się sztywno, nienaturalnie i właściwie nie dało się w niej ujrzeć niczego, co nie wyglądałoby sztucznie.
Ta wróżka to ja, pomyślała Ania, niemal od razu zdając sobie sprawę z
bezsensowności tej myśli. Ona tylko mnie przypomina, poprawiła się po chwili.
Chwilę później do
wróżki dołączył także puchaty elfik,
równie niepasujący do pozostałych kukiełek jak ona. Kolejne dziecko dostrzegło
w laleczce samego siebie. Mały chłopczyk, którego imienia nie udało mi się
zapamiętać, wpatrywał się w nią jak zaczarowany.
Po przedstawieniu
podszedł do Antoniego, by spytać o lalkę. Był co prawda nieco zmęczony, ale
wiedział, że potem może już nie mieć okazji. Gdzieś z tyłu głowy świtała mu
myśl, że wkrótce przyjdzie po niego mama. Spojrzał raz jeszcze w stronę
marionetek i… niepomny tego, ziewnął
tylko.
- Witaj chłopczyku –
powiedział Antoni, a w oczach tańczyły mu wesołe iskierki. Naprawdę uwielbiał,
gdy urocze elfiki przychodziły do niego, by pochwalić przedstawienie. – Czy
mogę ci w czymś pomóc?
- Chciałbym zapytać
pana o jedną lalkę – odparł, jednocześnie pocierając klejące się oczy. Lalkarz
odciągnął go nieco na bok i zaczął odpowiadać.
Po zajęciach
plastycznych bardzo podobne pytanie usłyszał od Ani. Równie szczęśliwy
odpowiedział i napomknął o jej rówieśniku.
- Widziałem jego
spojrzenie – szepnął – Chciał mnie poprosić o tę lalkę, ale się wstydził.
Jednak dostrzegłem to w jego oczach! Wpadł
jak śliwka w świąteczny kompot! – zachichotał tajemniczo pod koniec
rozmowy.
Tak się jakoś złożyło,
że oboje dzieci potem zaginęło. Rozpaczliwe poszukiwania rozpoczęto niemal od
razu i tylko bombki wisiały niewzruszone,
obserwując to w milczeniu.
W międzyczasie lalkarz
dyskretnie opuścił miasto. Czy ktoś zauważył jego zniknięcie? Tego nie wiem,
lecz pierwszego dnia świąt wystawiał sztukę w zupełnie innym miejscu. Dla
odmiany nie mógł zatrzymać się w żadnym budynku, więc jego trupa zmuszona
została do grania na dworze.
Po występie zagadnęła
go starsza pani, której zdawało się, iż malutka bibliotekarka jest do niej
niezmiernie podobna.
- Naprawdę pani tak
sądzi? – Antoni zerknął na wspomnianą kukiełkę, jakby doznając nagłego
olśnienia. – A wie pani… to nawet może być prawda. Jednak jest tu trochę zimno.
Czy mogę zaproponować, że porozmawiamy o tym w moim wozie, przy kubku gorącej
czekolady?
Doprawdy, Antoni czasem
potrafił wykrzesać z siebie odpowiednią ilość uroku osobistego, by bez problemu
zdobyć szturmem serca ludzi – w tym niemłode już serca starszawych pań.
Siedzieli zatem w ten
przyjemny, świąteczny poranek rozmawiając jak starzy przyjaciele. Antoni śmiał
się wesoło, a z czasem nabierał przekonania, że właśnie taka osoba przydałaby
mu się do towarzystwa. Starsza pani nawet nie zauważyła, kiedy wokół jej dłoni
zaczęły pojawiać się niewidoczne sznureczki, a świat wokół stał się taki
większy… i większy…
Antoni posadził swoją
bibliotekarkę przy małym stoliku, tuż obok przeuroczego elfika
i starego marynarza. Żadna z marionetek nie wyglądała już sztucznie – wszystkie po raz kolejny wypełniało życie.
i starego marynarza. Żadna z marionetek nie wyglądała już sztucznie – wszystkie po raz kolejny wypełniało życie.
Świętowali razem
pierwszy dzień świąt, Antoni i jego kukiełki, które niegdyś były ludźmi. Żadne
z nich zdawało się jednak nie pamiętać o tych odległych czasach. Ten sam nieodgadniony wyraz twarzy mieli teraz wszyscy.
z nich zdawało się jednak nie pamiętać o tych odległych czasach. Ten sam nieodgadniony wyraz twarzy mieli teraz wszyscy.
Lalkarz tak naprawdę
zdążył uzbierać całkiem sporą kolekcję. Doskonale pamiętał pierwszą marionetkę
i pierwsze szczęśliwe święta.
Jego tato nie przywykł
do okazywania mu swoich uczuć. W ogóle zdawał się nie przyzwyczaić do obecności
Antoniego we własnym życiu. A Antoni zrozumiał to bardzo szybko.
Miał jednak sąsiada –
miłego pana w starszym wieku, który raz zaprosił go do siebie
na święta. Chłopiec zgodził się niemal od razu. Jedli razem kolacje Wigilijną, śpiewali kolędy
i robili dokładnie to, co zazwyczaj robią rodziny w tym czasie. I… potem ów sąsiad nagle zamienił się w lalkę. Odkrycie jak to się stało, wcale nie trwało krótko.
na święta. Chłopiec zgodził się niemal od razu. Jedli razem kolacje Wigilijną, śpiewali kolędy
i robili dokładnie to, co zazwyczaj robią rodziny w tym czasie. I… potem ów sąsiad nagle zamienił się w lalkę. Odkrycie jak to się stało, wcale nie trwało krótko.
Od tamtej chwili jednak
Antoni nie był samotny. Miał przecież przy sobie swoją lalkę, którą
z upływem lat zaczął nazywać Papą Geraldem. Niedługo do Papy dołączyła wiedźma Fryderyka, mistrzyni sztuk magicznych, będąca niegdyś zacną sprzedawczynią w pobliskim sklepie.
z upływem lat zaczął nazywać Papą Geraldem. Niedługo do Papy dołączyła wiedźma Fryderyka, mistrzyni sztuk magicznych, będąca niegdyś zacną sprzedawczynią w pobliskim sklepie.
Dobieranie lalek nie
było wcale łatwe. Na przykład, o swoich pierwszych świętach bez Papy wolałby
nie pamiętać. A nie dalej jak jutro
minie dokładnie pięć lat od tamtych wydarzeń.
Zaprosił do siebie
przyzwoicie wyglądającą matkę i jej dwójkę uroczych dzieci. Przez chwilę był
pewien, że idealnie pasują do nieżywych jeszcze lalek aniołków. Wpuścił ich do
swojego wozu, podał herbatę, a sam udał się po sprawunki.
Doprawdy, głupi był z
niego nastolatek.
Gdy wrócił, taszcząc ze
sobą pierniki, karpia i garnek bigosu, które obiecali mu sąsiedzi
w zamian za pomoc w porządkach, zmroziło mu krew w żyłach.
w zamian za pomoc w porządkach, zmroziło mu krew w żyłach.
Ręka Papy leżała na
podłodze, a cała reszta w rękach przyszłych aniołków. Rozpaczliwie rzucił się
w ich stronę, wyrwał im Papę, by patrzeć jak z jego niewielkich oczu powoli znikają resztki życia. Zrozpaczony i przerażony zaczął płakać.
w ich stronę, wyrwał im Papę, by patrzeć jak z jego niewielkich oczu powoli znikają resztki życia. Zrozpaczony i przerażony zaczął płakać.
- Nie da się go
naprawić? – spytała nieśmiało matka dzieci. – Pokryję wszystkie koszty, jeśli
będzie trzeba…
- A czy gdybym to ja
wyrwał rękę pani, to dałoby się naprawić?!
Wyrzucił całą trójkę, a
sam resztę dnia spędził wyjąc niczym ranne zwierzę. Łzy nie mogły jednak
przywrócić życia Papie. Nikt i nic nie mogło.
Lalkarz nie przestał
zbierać kukiełek. Po prostu dobierał kandydatów nieco ostrożniej.
A potem spędzał z nimi
święta.
Nie chciał być wtedy
sam. I nie był… jego lalki towarzyszyły mu przez resztę życia.
0 | dodaj komentarz
Prześlij komentarz